sobota, 14 sierpnia 2010

Jak krzyż łączy polaków

Od pewnego czasu jeden symbol w Polsce zyskał niezwykle na popularności. Dwie deseczki zbite pod kątem prostym, symbolizujące krzyż stały przyczyną niezliczonej ilości artykułów, wywiadów, manifestacji, dyskusji, a nawet stoją za tym wpisem.

Naród podzielił się na zwolenników usunięcia krzyża (dane TVN i jakiejś tam agencji - 71% obywateli) i przeciwników. Uciśnionych obrońców - przynajmniej w ich mniemaniu - i strażników świeckości Państwa. Osaczonych i osaczających. Jedni atakują drugich i nie widać końca w tej medialnej, propagandowej (chyba już nikt nie łudzi się, że chodzi tu o coś innego niż politykę) wojnie.

Wydaje się, że krzyż tylko nas dzieli, jednak ja widzę w tym wszystkim drugie, kiepsko widoczne w tej mętnej wodzie, dno. Według mnie cała ta krzyżowa wojna służy zbliżeniu ludzi do siebie.
Że herezję prawie? Że wojna wisi w powietrzu, a ja mamroczę o zbliżeniu się ludzi? Może mam na myśli zbliżenie jak w tym cytacie:
Kiedyś ludzie byli sobie bliżsi. Broń nie niosła tak daleko.
 Nie. Mam na myśli dwa, unikatowe zjawiska które zaobserwowałem.

Numer jeden. Utworzyły się dwie grupy, które niczym Kargul z Pawlakiem stoją po dwóch stronach płotu i... dyskutują, rozmawiają! To słowa klucze, które wręcz uderzają mnie swoją niecodziennością (w kontekście naszej epoki/kultury). Wydaje mi się, że aktualnie życie skłania nas raczej do alienacji niż do zbliżania (a co zbliża lepiej niż rozmowa?). Stojąc w grupie osób obserwujących co się dzieje pod krzyżem doświadczałem cudownego zjawiska. Widziałem całkowicie obce sobie osoby, które przystawały i dyskutowały. Czasem na temat krzyża, kiedy indziej na zupełnie odmienny temat jak np. ceny gazu w Polsce. Jakie to niecodzienne! Zamiast siedzieć w fotelu i marudzić na świat i korzonki, wiele osób zdecydowało się na wyjście z domu i rozmowę. Odkrywają, że zamiast narzekać do ściany, można porozmawiać z drugą jednostką. W porównaniu z gniciem w domu jest to dla mnie wprost przełom. Wyszliśmy z domu by rozmawiać.

Przy krzyżu utworzył się mały, polski hyde park. Możesz przyjść, stanąć obok i po prostu zacząć mówić. O czym tylko chcesz, tym co Cię boli, doskwiera. Po chwili pojawi się ktoś chętny do dyskusji na ten temat. W zależności od szczęścia trafisz na kogoś kto chce się z Tobą tylko pokłócić lub na kogoś kto rzeczywiście porozmawia i przedstawi swoje argumenty. Wczoraj stałem obok babci i trzech dziewczyn, które wypytywały ją co dla niej znaczy męczeństwo. Nie rzucały w siebie kamieniami, nie waliły gazem pieprzowym po oczach. Lub inna sytuacja z przed tygodnia. Dwóch starszych panów, w wielkim uniesieniu, przekonuje się za kogo było lepiej w Polsce. Może wartość ich rozmowy była niska, pewnie do niczego nie prowadziła ale być może były to najbardziej emocjonujące chwile przypominające im o tym, że żyją, od kilku miesięcy. Samotność pośród tłumów to fakt.

Numer dwa. Widzę to na co dzień w biurze i wciąż nie mogę uwierzyć, że dopiero teraz do tego doszło. Ogólnie rozmawiamy ze sobą dużo i to zarówno na tematy błahe - Od dwóch dni mój pies budzi mnie rano, jak i poważne - W jakim Państwie będziemy żyć za 4 lata?. To co dla mnie tu jest najistotniejsze to, że jeśli temat dotyka naszego wnętrza, środka, to zazwyczaj należy do zbioru tematów prostych, małej życiowo wagi - np. Moje chomiki gryzą się, strasznie martwi mnie to. Natomiast tematy "wagi ciężkiej" są tematami związanymi z otoczeniem. Przez to nasze relacje wydają mi się wyjałowione, tak jak by brakowało im głębi i prawdziwego poznania drugiej osoby.

Jednak potrzebowaliśmy (aż) doświadczeń z "krucjatą krzyżową" by rozmawiać między sobą o tym w co wierzymy,  jakie wartości moralne wyznajemy, z jakiej perspektywy patrzymy na świat. Do prawdziwego zbliżenia potrzeba było grupki fanatyków walczących o swoje. Dzięki temu obserwowałem pocieszne sceny gdy dwójka osób uroczo niezręcznie odkrywa jak trudna i delikatna bywa rozmowa o wierze czy wartościach, badając jak zachować się na tym nieznanym gruncie. Niby jesteśmy osobami "z tej samej planety", pracujemy w jednej firmie, myślimy dość podobnie. Mimo tego trudno było przełamać barierę pomiędzy pogaduszkami o drobnych, codziennych problemach, a tym co siedzi w nas i jest na pewno w pewien sposób intymne.

W telewizji wygląda to jak wojna totalna, na youtube znajdziesz pewnie wybór soczystych filmików z co bardziej pikantnymi fragmentami demonstracji. Pójdziesz i trafisz tam także na fanatyków którzy będą przekrzykiwali Cię i gadali od rzeczy. Możesz też zobaczyć fanatyków krzyżowej opozycji, przeklinających drugą stronę. Jestem tego świadom i biorą to pod uwagę. Jednak wciąż twierdzę, że poza negatywnymi aspektami tej sytuacji, którymi jesteśmy wprost bombardowani, istnieją też pozytywne wydarzenia których warto być świadomym. Inaczej można zwariować...

Jak to wpłynie na nas, na kraj w dłuższej perspektywie? Nie mam zielonego pojęcia.

2 komentarze:

  1. Ciekawy komentarz do tej sytuacji, nawiązujący do Twojego posta zamieścił Żakowski w Polityce. W ostatnim numerze pisze: "Tym, którzy tam siedzą(pod krzyżem), najwięcej zawdzięczają nie ci, którzy im dziękują, ale ci, którzy ich krytykują, albo się z nich śmieją. Bo po raz pierwszy w III Rzeczpospolitej ich głos stał się słyszalny, a słowa znaczące". Zgadzam się z nim w tej materii. Głos zwykłych szarych obywateli kontestujących miejsce krzyża i/lub religii w życiu publicznym jest teraz lepiej słyszalny. Do tej pory głosy takie były kojarzone z komuną/masonerią czy innymi stereotypami. Teraz Polska zobaczyła, że zwykły szary człowiek może mówić takie rzeczy w swoim imieniu, a nie w imieniu partii czy reprezentując jakąś określoną grupę interesów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm w sumie to za swojego życia nie pamiętam sytuacji, by głos kilkunastu osób, tak mocno wierzących w swoją sprawę wywarł tak duży, bezpośredni wpływ na Państwo.

    Ile osób zaangażowanych jest w obronę krzyża i waruje w jego pobliżu? Z max 60?

    I pytanie jakie za tym idzie, czy powstanie "precedens krzyża"? Możliwość na uparcie się przy czymś słusznym według Ciebie, nie liczeniu się z szeroko rozumianymi kosztami Państwa (czyli innych obywateli) wraz z postawą "nie ruszycie mnie i ch**!"?

    OdpowiedzUsuń